pozwolę sobie nie zgodzić się z innymi osobami co do zdolności anarchizmu oraz być może ze źródłami. Właściwie to nie zgadzam się z tym, że sposób organizacji życia społecznego (anarchizm, demokracja etc.) w ogóle można podzielić na dobre i złe odpowiedzi na konkretne problemy, w tym przypadku ekologiczne ponieważ jest na znacznie wyższym poziomie abstrakcji. No może z wyjątkiem pewnych nurtów anprymu i ekofaszyzmu bo oba miewają dosyć konkretne postulaty rozwiązania problemu poprzez "powróć do małpe" lub ludobójstwo.
Anarchizm imho musi się kończyć konfliktami i różnymi rozwiązaniami tych samych problemów - i to bardzo dobrze! Demokracja nie daje odpowiedzi na to jak ratować środowisko, zakłada tylko że najlepszym rozwiązaniem jest stworzenie państwa (lub quasi-państwa) z rządami większości jako źródło prawdy
@Truffles napisału że anarchizm opiera się na idei "ludzie są z załozenia dobrzy" - moim zdaniem to zbędne założenie bo wtedy nawet liberalizm będzie działać pod warunkiem utworzenia państwa z odpowiednimi procesami, a przecież większość osób szmernych się zgadza, że liberalizm działać nie może. IMHO anarchizm musi oraz może działać nawet jak wszyscy będziemy wykazywać absolutny brak empatii (jak ta abstrakcyjna ekonomiczna i racjonalna jednostka z modeli makro-ekonomicznych). Raczej nie jest to poprawny model świata z punktu widzenia socjologicznego i biologicznego bo empatię posiadamy czy tego chcemy czy nie, natomiast imho pozwala lepiej myśleć w kategoriach balansowania konfliktów interesów.
Częśc problemu rozpatrzyłbym z punktu widzenia "eksternalizacji kosztów" oraz "wspólnych pastwisk". Moim zdaniem róznica między dzisiejszym zbieraniem chrustu i niszczeniem cennych przyrodniczo obszarów, a tubylczą (EN: indigenous) zrównoważoną gospodarką jest głównie w tych obszarach. Po co dbać o puszczę, skoro nie ja ponoszę koszty? Czemu się przejmować protestami, skoro państwo mówi "co nie jest zakazane to jest dozwolone" i swoim monopolem na przemoc uspokaja niesfornych "ekoterrorystów" czy tubylców? Wiem że anarchiści nie lubią konceptu własności ale jeśli odejdziemy od kapitalistycznej i liberalnej definicji to Elinor Ostrom opisała kiedy wspólne pastwiska działają i pewna forma własności oraz zarządzania nimi mogą być częścią odpoweidzi na problem. Jakkolwiek kucowsko to zabrzmi - ludzie zazwyczaj dbają o swoją własność jeśli mają w tym interes. Przemysł naftowy czy spożywczy np. nie ma interesu jak flora i fauna stoją na drodze do oleju palmowego czy ropy, to nie ich problem tak długo jak mają z tego ropę, a państwo utrzymuje cała infrastrukturę i organizację im do tego potrzebną. Wręcz zapewnia bezpieczeństwo i stabilność, które inaczej by nie istniały (to się odnosi do każdej odpowiednio dużej firmy i organizacji).
Zastanowiłbym się też czemu ludzie zbierają chrust, czemu wypalają puszcze itp. bo może to tylko najprostsza droga do ucieczki od biedy i odpowiedzią na problem jest... dać im lepsze warunki i szanse? Jeśli zbieranie chrustu jest problemem, to może dowieźmy im ten chrust albo wynagrodźmy brak możliwośći zbierania? Ze tak Stirnerowsko stwierdzę - skoro nam zależy na puszczy, " godzi się zapłacić za spełnienie naszej woli."
@borys wspomniał o majach - wydaje mi się że możemy na nich patrzeć w kategoriach państwa - państwo i grupy nim zarządzające mają jednak swoje interesy czasem prowadzące do tragedii. Myślę że teraz przechodzimy przez to samo w kontekście ocieplenia. Na szczęście dzięki rozwojowi nauki mamy dość wiedzy żeby nawet kapitaliści się przejęli problemami ekologicznymi jak ich zaboli nieco mniej pełna kieszeń. Chociaż uważam, że jak myślimy w kategoraich "kolektyw A chce bo rośnie, a kolektyw B nie chce" to możemy myśleć o nich w kategoriach quasi-państw zamiast wolnych zrzeszeń jednostek. Plus powyższe - pytanie czemu kolektyw A widzi akurat takie a nie inne wyjście, co powoduje że ma interes w niszczeniu?
Myślę że anarchizm wymaga od nas również nauczenia się rozwiązywania konfliktów bez tzw. prawnego frameworku. Anarchizm raczej nie daje odpowiedzi jak, natomiast daje nam narzędzia do myślenia o "jak".
To wszystko nie wyklucza się też ze starym dobrym "ekoterroryzmem" - skoro kolektyw A chce niszczyć przyrodę, to niech wie że o ile w anarchizmie nic nie jest zabronione to nie jest też dozwolone i kolektyw B ma takie samo prawo (lub brak prawa) do oporu, choćby zbrojnego. Wszystko co robimy w anarchizmie jest "na własne ryzyko" i można się przekonać, że czyny miewają konsekwencje.
Możliwe że troszkę bełkocze bo trudno mi przelać myśli na tekst tak żeby były zrozumiałem dla obserwatora spoza mojej głowy.